Sanatoria dla zdrowia czy dla zabawy?

Czułam się fatalnie. Bolały mnie plecy, bolała mnie głowa, byłam sfrustrowana i ogólnie zmęczona. Dopiero objęłam kierownicze stanowisko a już nie daje rady. Padałam na nos. Krzyczałam na członków rodziny, brak mi było cierpliwości. Mąż powiedział tak nie może być, zdrowie najważniejsze. Jeż do sanatorium. Tam odpoczniesz, postawią cię na nogi. Powiedziałam ok., ale które uzdrowisko wybrać, nadmorskie czy w górach. Mogłam wybrać bo to miał być pobyt pełnopłatny, na refinansowany bym się nie doczekała. Zabiegi maiłam tez sobie sama opłacać. No i wybrałam Ciechocinek, uzdrowisko blisko mojego miejsca zamieszkania. Trochę sobie o nim poczytałam. Wybrałam sanatorium i w drogę. Pierwszego dnia wizyta u lekarza balneologa, przepisano mi zabiegi; gimnastyka zbiorowa, fango, okłady borowinowe, samo zdrowie, soluks i kąpiele solankowe. Fajnie, cieszyłam się. Wieczorem po kolacji wieczorek zapoznawczy. Trochę mi się chciało śmieć bo czułam się jak na kolonii. Ale poszłam poznałam ciekawych ludzi. Kobietę po wypadku na rekonwalescencji. Bardzo ciekawą osobowość. Nie obyło się bez zgrzytów. Panowie, niektórzy oczywiście, kuracjusze jakby zerwali się ze smyczy. Zabawa dla nich miała mieć inny charakter niż ja bym sobie życzyła. Musiałam to dobitnie przekazać. Gdy granice zostały wyznaczone zabawa była przednia. W ciągu turnusu sanatorium organizowało wiele wycieczek, prelekcji, spotkań z ciekawymi ludźmi. Taneczne wieczorki i tzw. faify jakie organizowało uzdrowisko też cieszyły. Sanatorium więc to i zdrowie i zabawa.

Post Author: jakaokazja